Borówki mają tą wielką zaletę, że nie trzeba ich pasteryzować, no chyba, że robi się bardzo wytrawną wersję. Pamiętam (choć słabo) jak babcia z prababcią wrzucały do glinianych słojów wiadra borówek. dodawały cukier, gruszki i już.
Z przyczyn oczywistych, wielkie słoje musiałam zastąpić słoiczkami. Przewertowałam dziesiątki przepisów i stwierdziłam, że najważniejszą rzeczą są...borówki. I cukier. Reszta to inwencja własna.
Moja wersja borówkowa:
2 litrowe słoiki borówek
4 twardawe gruszki
1/2 szklanki wody
1/2 szklanki cukru
1/2 szklanki miodu
2 ziarna kardamonu
1 gałązka rozmarynu
1 laska cynamonu
2 łyżki brandy
Rozgrzej garnek, wrzuć gruszki pokrojone w grubą kostkę i wlej wodę. Ciągle mieszając pozwól gruszkom zmięknąć. Dodaj borówki. Wymieszaj. Dorzuć resztę składników. Duś na niewielkim ogniu około pół godziny.
Wyparz słoiki (ja robię to w zmywarce).
Po nałożeniu borówek, każdy porządnie zakręcaj i stawiaj na zakrętce.
To tyle...
Mam nadzieję, że w każdym słoiczku udało się schować choć odrobinę Mazur...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz